Kiedy coś wydawało się bardzo niespotykane, dziwne, etc. moja mama zwykła mówić na to cuda na kiju. Przejęłam to, choć powiedzenie to brzmi trochę mało nowocześnie. Ale od początku. Jak wyczytaliście wcześniej (jeśli nie, to zachęcam) od jakiegoś czasu mieszkamy w komunie;) czyli kupa ludzi na kupie. Mamy małe odseparowane przytulne lokum (kto był to wie), w którym wyzwaniem było pomieścić wszystkie nasze rzeczy i wciąż jest bo jest dość małe. A że drzemie we mnie osobowość choleryka, to szukam wciąż nowych rozwiązań na upchanie wszystkich naszych szpargałów i realizuje je prawie w tym samym czasie. Postanowiłam wiec zorganizować trochę inaczej naszą przestrzeń i zrobiłam przemeblowanie. Sama, bo nie mogłam doczekać się, aż mąż wróci z pracy;) Okazało się, że potrzebujemy mniejszego łóżka, ba nasze jest 2,20 m na 2,20 i zajmuje większą część pokoju. No i tu problem, bo sama łóżka sobie nie wyczaruję. Popytałam wiec kogo trzeba czy coś jest na stanie tu na strychu, ale tylko jakieś duże, stare rupiecie się znalazły. Wiec nie ma. A ja już chce. Bo wizje mam. Zrealizować ją TERAZ chcę. Cholerycy to mają czasem trudne życie. Któż za nimi nadąży;) I stwierdziłam, że będę się o to modlić. Wiem, że ludzie nie mają co jeść, gdzie spać, umierają na ulicach, są prześladowani. Wiem to wszystko bardzo dobrze. I powiem tylko tyle, że to nie zmienia faktu, że mimo to, mogę modlić się do mojego Taty w niebie o łóżko, bo obecne blokuje mi stworzenie przytulnego, większego miejsca dla moich dzieci. Idąc dalej. Dziś (pytanie padło wczoraj) przychodzi do mnie jedna z mieszkających tu wspaniałych kobiet i mówi mi, że ma jakieś łóżko i mogę je sobie obczaić. Podekscytowana biegnę, sprawdzam i co się okazuje? Że jest idealne!!! A nawet więcej. Mogę je składać i w dodatku jest piękne. Co dla mnie estetki jest niezwykle ważne:) Dodam tylko, że nie zdążyłam, oprócz westchnięcia w stronę nieba, pomodlić się i poprosić. A tu taka niespodzianka. Taki jest mój Bóg Tata:)
Kolejna rzecz , o której chciałabym napisać dotyczy świadectwa, które usłyszałam krótki czas temu. Nie będę go opisywała, bo możecie zapoznać się z historią tu :
https://www.youtube.com/watch?v=L4fJUO5hp5E
No takie rzeczy nawet w amerykańskich filmach nie występują (nie mówię o science fiction). Cuda na kiju czy po prostu życie dostępne i normalne, gdy żyjesz z Bogiem? O podobnych rzeczach możesz przeczytać w swojej Biblii/ Piśmie Świętym. Gdy Jezus się modlił, ślepi zaczynali widzieć, głusi słyszeć, a chromi chodzić. Och ile razy zdarza mi się ograniczać Boże możliwości.
Dwa różne świadectwa, totalnie różny kontekst. I rozważając to, mogłabym pójść w wielu kierunkach. Ale to, czym chciałabym się podzielić w tym poście to to, że Bóg jest totalnie zaskakujący, nieprawdopodobny, nieprzewidywalny i nieskończenie dobry. Kiedy moje dziecko czegoś potrzebuje (nieważne czy jest to buziak w czółko, czy czuwanie całą noc bo wymiotuje bez przystanku), to ja chce to dla niego zrobić. Bóg taki właśnie jest, ba ! milion razy bardziej dobry. Dla Niego nic, co dotyczy Ciebie nie jest nieważne. Każda najmniejsza rozterka jest istotna. Nie każda spełniona, bo Bóg to nie wróżka, która spełnia życzenia- na nasze szczęście. Ale każda Twoja sprawa jest dla Niego ważna.
Po raz kolejny jestem zachwycona Bożą dobrocią, troską, niesamowitością, wrażliwością, cudownością.
Kami
think BIG
środa, 15 kwietnia 2015
czwartek, 30 października 2014
kocham bliźniego więc gotuję dla niego :)
Odkryłam, że kocham piec i gotować dla innych! kocham kocham kochaaaaaaaaam !!!! Szczególnie dla bliskich. Lubie patrzeć kiedy ktoś kosztuje pierwszy kęs i nagle.....oczy otwierają się szerzej, zaczyna się bełkot z pełną jedzenia buzią typu "mmmm....ale.....mmmm....blblb....hmmnoommm...." gestykulacja, próba przełknięcia i w końcu wypowiedziane " no rewelacja!" lub inne tego typu przemiłe słowa:) Napawam się tą chwilą. Oj, ale się napawam. Napawania się co niemiara. Bynajmniej nie dlatego, że słyszę tyle miłych przymiotników, choć to też daje radość, ale przede wszystkim dlatego, że właśnie uszczęśliwiłam kogoś w tak prosty sposób. Po prostu tym, co lubię robić:) Nie wzięłabym nigdy udziału w żadnym programie o gotowaniu, żeby potem wydawać książki z przepisami. Nie otworzę stołówki, ani baru mlecznego, ani prawdopodobnie restauracji, ale chcę mieć dom, w którym będę mogła piec i gotować dla każdego, kto zechce nas odwiedzić. Mój mąż twierdzi, że jestem uzależniona od bycia w kuchni i pichcenia. Ostatnio stwierdziłam to nawet ja sama. Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że za parę lat będę "kurą domową", czyli babką, która zostanie w domu z dziećmi i będzie przesiadywała w kuchni dla relaksu to, w najlepszym przypadku powiedziałabym, że "chyba ma samolot w głowie". W życiu bym się na to nie zgodziła. Hmmm....Jak to się wszystko zmienia w zależności od punktu siedzenia. Teraz nie wyobrażam sobie innego życia. Bycie z dziećmi w domu jest tym, co lubię. Przesiadywanie w kuchni - coś dla mnie. Owszem bywa ciężko. Bywa, że chcę wiać. Bywa. Cóż, życie. Ale ogólnie lubię tę robotę:) Chyba mam taki dar. Opiekowanie się żołądkami innych. Niestety nie ma nic o takim darze w biblii, ehh;) no może dałoby się to podciągnąć pod "kochaj bliźniego". Ja kocham gotując i piekąc (między innymi) :) To mój język miłości (więcej o takowych językach jeszcze naskrobię). Wracając jednak do pierwotnej myśli, to jeśli chcielibyście zjeść pyszną szarlotkę z bitą śmietaną, sernik z brzoskwiniami, risotto lub kaczkę w pomarańczach to.....zapraszam :)
Kami
Kami
![]() |
szarlotka niebo w gębie:) |
środa, 15 października 2014
cenne
Siedzę sobie na wygodnej kanapie. Obok mnie stoi kubek z ciepłą herbatą owocową o aromacie wiśni i banana. Ale pachnie....mmmm....W zasadzie to termokubek, który dostałam w prezencie i kiedy z nim się gdzieś udaję to wszyscy się zastanawiają dlaczego chodzę z obiektywem, ponieważ kubek do złudzenia przypomina właśnie obiektyw:)ale do rzeczy...nogi wygodnie wyciągnięte, opatulona w grubą bluzę Filipa. Lubię czasem zakładac jego rzeczy, bo to trochę tak jakby był blisko. Dziwne, ale przecież każdy ma swoje dziwactwa:) ale do rzeczy....siedzę i rozkoszuję się tą chwilą. Nie mam okazji często tak właśnie odpocząc. Posłuchac swoich myśli, nigdzie się nie spieszyc. Przy dzieciach, jest się szczęściarzem jeśli można iśc na spokojnie opróżnic pęcherz, samemu, a nie z całą brygadą, pilnując, żeby dzieci nie wspinały się po sedesie. No ale....siedzę i slyszę swój oddech, a nie pamiętam kiedy mogłam sprawdzic, czy mam jeszcze taką funkcję. W każdym bądź razie jest błogo...... I jestem wdzięczna. A z każdym łykiem herbaty, który rozgrzewa mnie od wewnątrz jestem wdzięczna jeszcze bardziej. Bo wiem, że nikt nie wpadnie teraz do mojego domu i nie pozarzyna mi rodziny, nie zgwałci mnie, nie poodcina głów moim dzieciom. Nie muszę drżec, że mój mąż wyszedł i może nie wróci, bo ktoś gdzieś po drodze go zastrzelił. Jestem wdzięczna, że mogę bezpiecznie mieszkac. Oczywiście nie sobie. Jestem wdzięczna Bogu, że w swej łaskawości nie daje mi więcej niż jestem w stanie dziś unieśc. Dzięki Ci Panie....
Kami
Kami
niedziela, 28 września 2014
niewiarygodne
Nie wiem, czy przytrafiają się Wam niewiarygodne sytuacje, bo mi się to dość często zdarza. Normalnie to nie rozpisuję się o tym, ale ta historia to jest poprostu hit!!!
Mam chude palce. Kto mnie zna ten wie. Pierścionek na zaręczyny to mój mąż z kolekcji komunijnej prawie musiał wybierać, bo rozmiaru mego nie było w zaręczynowych. Obrączki mojej to niektórzy na najmniejszy palec nie wcisną. Taka jestem oryginalna:) Ale co więcej....kiedy robi się zimno moje palce się kurczą i robią się jeszcze węższe, więc jak idę na basen to nie ma bata żebym zostawiła na palcu bo na bank się utopi. Ale nie o tym. Ostatnio jakoś zimno tu u nas było. Palce chude. Obrączka się suwa po nich jak po wysmarowanych olejem. No ale męża mam to obrączka musi być;] No i któregoś chłodnego dnia wybrałam się oto do supermarketu. W pośpiechu się wszystko działo, bo na spotkanie czas gonił, a kobieta jak zakupy szybko musi zrobić to nie dobrze. Za duży stres. Ale udało się. Po powrocie do domu spostrzegłam, że.....na palcu obrączki nie maaaaa!!!! Najpierw była rozpacz. Następnie smutek. Potem pogodzenie się z faktem, że zniknęła na zawsze:( Przypomniało mi się wtedy, że kiedyś już zgubiłam obrączkę. W czasie podróży poślubnej. W trawie. Wiecie jak to jest szukać obrączki w trawie? To jak szukać igły w stogu siana. Wtedy to dopiero mi było przykro. Prawie zrezygnowałam. Generalnie, ja Kamilka mam tak, że nawet jeśli godzę się z zaistniałą sytuacją, to ZAWSZE modlę się, bo ja nic nie mogę, ale mój wspaniały Pan Bóg może WSZYSTKO:) Więc pomodliłam się i wróciłam na łany trawy. No zgadniecie zapewne, że obrączka się znalazła, wdepnięta w ziemię:) Radość była wielka. Wracając jednak to obecnych wydarzeń. Pomodliłam się więc i tym razem. Raczej tłumacząc Panu Bogu, że będzie mi bardzo przykro, jeśli się nie znajdzie i czy mógłby wziąć to pod uwagę. Przeszukałam kilka miejsc, ale bez efektu:( No i tak życie toczyło się dalej. Następnego dnia rano, robiłam śniadanie, a chciałam żeby było pyszne i zdrowe, kroiłam więc owoce do owsianki. Jabłka, figi, banany, gruszki......i nagle moim oczom ukazało się to co możecie dostrzec na zdjęciu poniżej:
Moja obrączka zatopiona w mięciutkiej, pysznej gruszce !!!! Ehh....wiecie, ja już trochę z Panem Bogiem przeżyłam. Ale wiem, że nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Wszystkie najbardziej niewiarygodne historie związane są właśnie z Nim. Jest cudowny, niezwykły, potężny.....i mogłabym tak wypisywać tu tych przymiotników, ale po co. Każdy z nas ma swój obraz Boga. Ja wiem, że jest dobry. I droga z Nim jest czasem niezrozumiała, może skomplikowana. Ale nie wyobrażam sobie żyć bez Niego. Bez mojego Pana Boga.
Kami
Mam chude palce. Kto mnie zna ten wie. Pierścionek na zaręczyny to mój mąż z kolekcji komunijnej prawie musiał wybierać, bo rozmiaru mego nie było w zaręczynowych. Obrączki mojej to niektórzy na najmniejszy palec nie wcisną. Taka jestem oryginalna:) Ale co więcej....kiedy robi się zimno moje palce się kurczą i robią się jeszcze węższe, więc jak idę na basen to nie ma bata żebym zostawiła na palcu bo na bank się utopi. Ale nie o tym. Ostatnio jakoś zimno tu u nas było. Palce chude. Obrączka się suwa po nich jak po wysmarowanych olejem. No ale męża mam to obrączka musi być;] No i któregoś chłodnego dnia wybrałam się oto do supermarketu. W pośpiechu się wszystko działo, bo na spotkanie czas gonił, a kobieta jak zakupy szybko musi zrobić to nie dobrze. Za duży stres. Ale udało się. Po powrocie do domu spostrzegłam, że.....na palcu obrączki nie maaaaa!!!! Najpierw była rozpacz. Następnie smutek. Potem pogodzenie się z faktem, że zniknęła na zawsze:( Przypomniało mi się wtedy, że kiedyś już zgubiłam obrączkę. W czasie podróży poślubnej. W trawie. Wiecie jak to jest szukać obrączki w trawie? To jak szukać igły w stogu siana. Wtedy to dopiero mi było przykro. Prawie zrezygnowałam. Generalnie, ja Kamilka mam tak, że nawet jeśli godzę się z zaistniałą sytuacją, to ZAWSZE modlę się, bo ja nic nie mogę, ale mój wspaniały Pan Bóg może WSZYSTKO:) Więc pomodliłam się i wróciłam na łany trawy. No zgadniecie zapewne, że obrączka się znalazła, wdepnięta w ziemię:) Radość była wielka. Wracając jednak to obecnych wydarzeń. Pomodliłam się więc i tym razem. Raczej tłumacząc Panu Bogu, że będzie mi bardzo przykro, jeśli się nie znajdzie i czy mógłby wziąć to pod uwagę. Przeszukałam kilka miejsc, ale bez efektu:( No i tak życie toczyło się dalej. Następnego dnia rano, robiłam śniadanie, a chciałam żeby było pyszne i zdrowe, kroiłam więc owoce do owsianki. Jabłka, figi, banany, gruszki......i nagle moim oczom ukazało się to co możecie dostrzec na zdjęciu poniżej:
![]() | ||
cenna gruszeczka |
Moja obrączka zatopiona w mięciutkiej, pysznej gruszce !!!! Ehh....wiecie, ja już trochę z Panem Bogiem przeżyłam. Ale wiem, że nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Wszystkie najbardziej niewiarygodne historie związane są właśnie z Nim. Jest cudowny, niezwykły, potężny.....i mogłabym tak wypisywać tu tych przymiotników, ale po co. Każdy z nas ma swój obraz Boga. Ja wiem, że jest dobry. I droga z Nim jest czasem niezrozumiała, może skomplikowana. Ale nie wyobrażam sobie żyć bez Niego. Bez mojego Pana Boga.
Kami
środa, 30 lipca 2014
przemyślenia emigranta
Lubię podróżować. Kocham w zasadzie. Kilka lat pracowałem w turystyce, m.in. jako pilot wycieczek. Sporo pięknych miejsc widziałem, ale bynajmniej nie zaspokoiłem swojego głodu poznawania i odkrywania nowych- wręcz przeciwnie mój apetyt na podróże wzrósł. Podróże są fajne z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że możesz sobie zdać sprawę, że ludzie gdzieś tam żyją zupełnie inaczej. Że coś co dla Ciebie jest normą, jest czymś do czego przywykłeś, z czym nauczyłeś się żyć, gdzieś tam nie funkcjonuje. Czasem są to subtelne różnice, czasem kolosalne kulturowe mury nie do przeskoczenia.
Czas tu w Niemczech traktuje po trochu
jako podróż. Kolejne miejsce, w którym zatrzymam się, tym razem
dłużej niż na parę dni czy tygodni. Jest to pierwsza
długoterminowa podróż w moim życiu i jest o tyle inna, że wymaga
ode mnie życia na co dzień z tymi ”innościami”. Niemiecka
mentalność. Punktualność. Dokładność do bólu. Cisza (typu
cisza nocna) w sobotę od 12 do 15. A moje polskie „ja” się
buntuje. O ile na krótkoterminowych wyjazdach jesteś obserwatorem
życia innych, o tyle przy dłuższych pobytach musisz nauczyć się
z tymi innościami żyć. To wymaga pokory. I szacunku dla ludzi,
którzy po prostu myślą inaczej. Zaiste nie łatwe to jest. Czasem
sobie myślę- jak to? przecież ja to bym zrobił tak i tak… ale
tu robi się to inaczej. Ostatnio w pracy robiąc coś, właśnie tak
sobie pomyślałem- ja bym to zrobił inaczej, nie rozumiem..
dlaczego w ten sposób? Dlaczego od tej strony? No nic, trzeba się z
tym pogodzić. Zaraz… a może by tak przy okazji nauczyć się też
czegoś nowego.. Schować swoje „ja” w kieszeń i wziąć lekcje
dla siebie? Tak jakby wziąć coś dla siebie z niemieckiej
mentalności i stosować na co dzień… bo może warto?
Po kilku miesiącach obserwacji
znajduję w tym narodzie naprawdę wiele fajnych cech. Dużo
serdeczności: w sklepie, na ulicy, w parku.. Starsza pani, która
mnie pierwsza ze szczerym uśmiechem przywita na ulicy, bo ja jakoś
zamyślony po prostu przeszedłem obok nie zwróciłem na nią uwagi.
Odnawiając elewację budynku niemal każdy kto szedł obok,
przywitał mnie, zagadał, pochwalił, że pięknie jest.. Niemiecka
dokładność i dbanie o otoczenie jak o własne podwórko, co
sprawia, że świat dookoła Ciebie po prostu pięknie wygląda.
Urzeka mnie prostota, minimalizm. To jak ludzie tu mają prosto a
zarazem „ze smakiem” urządzone mieszkania. Polacy często się
zadłużają, żeby w marmurach mieszkać, a tymczasem skromnie jest
pięknie. Proste domy, porządek architektoniczny, dzięki któremu
wszystko do siebie jakoś pasuje. Müller nie wybuduje chawiry z
wieżyczkami czy pałacu jakiego tylko dlatego, że ma więcej kasy
niż Schmidt. Bo taka chata ni jak pasuje do otoczenia. Tu to
rozumieją. Również recykling (np. mebli) nabrał tu dla mnie
nowego znaczenia. Ile rzeczy można zrobić z czegoś co pozornie
nadaje się na śmietnik..
Myślę, że warto „czerpać” od
innych. To uczy nas nowych rzeczy i rozciąga nas. Często jako
Polacy zachwycamy się, że tu w tych Niemczech to tak ładnie jest,
że jakoś tak czysto, że każdy dba nie tylko swój kąt ale o całe
otoczenie.. co widać w każdym miasteczku, wiosce, wszędzie. Ale
czy zdajemy sobie sprawę, że to piękno, którym się tak
zachwycamy to m.in. owoc niemieckiej mentalności, której tak często
nie lubimy lub po prostu nie rozumiemy?
Filip
Filip
wtorek, 22 lipca 2014
co tu robimy?
Na co dzień mieszkamy i pracujemy w Jesus Haus
-Chrześcijańskim Centrum Herrnhut. Centrum zajmuje ogromny budynek oraz duży
przepiękny ogród. Pracy więc jest sporo. Mieszczą się tu m.in. skrzydło z
pokojami gościnnymi, pokoje modlitwy, sala gdzie odbywa się uwielbienie oraz
tzw. Duża Sala gdzie co tydzień mamy nabożeństwa ale również czasem odbywają
się wesela lub konferencje. Jesteśmy częścią staffu i wspieramy Jesus Haus na
różne sposoby. Ja zajmuję się szeroko
pojętymi remontami oraz pracą w ogrodzie. Kamila ogarnia pranie gości
hotelowych i gotuje raz w tygodniu dla naszej 13-osobowej grupy. Codziennie
rano (Andacht) i wieczorem (Staunmal) są modlitwy i uwielbienie w których także
uczestniczymy i za które jesteśmy częściowo odpowiedzialni. W tygodniu są
również modlitwy o narody, m.in. o Polskę, Czechy i Niemcy. Mamy też grupy
domowe (spotkania, na których modlimy się o siebie, rozmawiamy i dzielimy się
swoimi przemyśleniami) i studium biblijne, na którym czytamy i rozważamy Słowo
Boże. Raz na jakiś czas mamy także 24h uwielbienia, czyli czas w którym non
stop płynie muzyka i modlitwa, a ludzie/ zespoły zmieniają się co godzinę lub
dwie.
Przyjechaliśmy tu zainspirowani niezwykłą historią Herrnut.
Ale przyjechaliśmy tu także wspierać/ dołączyć do wizji ludzi którzy tworzą
Jesus Haus. Wizją tą jest Dom Modlitwy. Tak jak kiedyś w Herrnhut Bracia
Morawscy modlili się i uwielbiali Pana Boga non stop przez 123 lata, tak teraz
naszym pragnieniem jest robić to samo. Co to takiego dom modlitwy? To miejsce,
w którym modlitwa i uwielbienie trwają 24 godziny na dobę. Na świecie było parę
miejsc, gdzie niegdyś istniały domy modlitwy, m.in. w Irlandii (celtyckie czuwanie modlitewne w Bangor rozpoczeło się w VI wieku i trwało nieprzerwanie 300 lat), we Francji (VIII w., 150 lat), w Szkocji (Cambuslang XVIII w.). Ale
również dziś w wielu miejscach na naszym globie funkcjonują domy modlitwy.
M.in. Korea Południowa, Izrael, Indie, RPA, USA. Niektóre domy modlitwy funkcjonują w pełnym
wymiarze, niektóre na razie częściowo. Dom modlitwy to duża rzecz. Duża wizja,
która wymaga zaangażowania wielu ludzi i ich serc. Parę lat temu miałem okazję
spędzić trochę czasu w Międzynarodowym Domu Modlitwy (International House of
Prayer) w Kansas City (http://www.ihopkc.org/). Niezwykłe miejsce. Od kilkunastu lat modlitwa i uwielbienie trwają tam bez
przerwy 24 godziny na dobę. Mnóstwo ludzi, którzy kochają Pana Boga i kochają
spędzać z Nim czas. Każda doba podzielona jest na 12 dwugodzinnych setów, które
zajmują rożne zespoły. Przy IHOP działa także Akademia Muzyczna, która kształci
przyszłych muzyków. Uwielbienie jest także online więc warto zajrzeć na link,
który zamieściłem powyżej. Warto też zajrzeć na katolicki portal gosc.pl i przeczytać bardzo ciekawy artykuł o IHOPie. http://gosc.pl/doc/1888988.24-7-36
Może zastanawiasz się: No dobra. Skąd idea tych domów modlitwy i po co to w ogóle? Zacznę od tego, że dla mnie cała Biblia to wielkie przesłanie wielkiej miłości Pana Boga do nas. Bóg uniżył się i przyszedł do człowieka. Jezus pokazał nam co to znaczy kochać naprawdę i oddał za nas swoje życie na krzyżu, żebyśmy mogli z Nim być na zawsze. Chodzi o relacje. Pan Bóg chce mieć relacje ze swoimi dziećmi. Grzech oddzielił nas od Boga, ale Jezus na krzyżu zabrał całą naszą winę i znów możemy być blisko Niego. Wybór czy chcemy należy do nas. Bóg chce. Dał swojego Syna. To jasne.
W Biblii czytamy o Dawidzie, że to był „mąż według Bożego
serca” (Dzieje Apostolskie 13, 22). Co takiego zrobił Dawid? W pierwszej
Księdze Kronik 23 rozdział czytamy, że Dawid stworzył Dom Modlitwy w którym w
pełnym wymiarze czasu służyło 4000 muzyków (chórzystów i instrumentalistów) i
288 śpiewaków (prawdziwi profesjonaliści- 1Krn 25,7). Sam Dawid pisał Psalmy, czyli
pisał teksty piosenek. Skoro Dawid miał w sercu to co ma w sercu Pan Bóg, to
oznacza, że idea Domów Modlitwy pochodzi z Bożego serca.
Wierzymy, że Herrnhut to miejsce, w którym Bóg powołuje Dom
Modlitwy. Przede wszystkim dlatego tu jesteśmy.
Filip
prowadzę Uwielbienie na jednym z niedzielnych nabożeństw
dwa tygodnie żmudnego układania i gotowe:) Holz Feite, czyli tradycja układania drewna, pochodząca z Erzgebirge (Rudawy)
rozwalanie, burzenie, czyli to co lubię najbardziej..
panele..
odnawianie elewacji Jesus Haus
moja ulubiona zabawka..
Bardzo spodobało mi się zdanie wypowiedziane przez osobę
którą sobie bardzo cenie, brzmi ono: „nie ma nic gorszego nic żyć z Bogiem i
być w złym miejscu”. Mocne, prawdziwe i otrzeźwiające. Ja przekonuje się
każdego dnia coraz bardziej, że miejsce w którym jestem jest tym, w którym
powinnam być. Nie jest jak w bajce,
zmagamy się z codziennością jak każdy. Kupy, marudzenia, brak czasu na sen,
sprzątanie, gotowanie, deszcz, itd… ale nigdy nie podejrzewałabym, że np. pranie
i prasowanie będzie sprawiało mi tyle radości!! Albo, że gotowanie dla 13 osób będzie
dla mnie niesamowitą przyjemnością. Na początku był kryzys, bo tęskniłam. Za rodziną, za
znajomymi, za kościołem, za Zieloną Górą, za językiem. Ale chyba mam super moc,
którą jest umiejętność przystosowywania się do nowych warunków;) bo jakoś
polubiłam swój nowy dom. Dom, w którym mam przestrzeń do tego, by uczyć się
nowych rzeczy, by nie być ocenianą i wytkniętą , jeśli robię to źle, nie
udolnie lub po swojemu. Dom, w którym każdy położy rękę na moim ramieniu i pomodli
się, gdy tego potrzebuję. Dom, w którym oddawanie szacunku, chwały i
uwielbienia Bogu jest codziennością. Hmm…chyba brzmi trochę za idealnie;) Może.
Jestem zatem w idealnym miejscu:]
W każdym razie, jednego jestem pewna, gdzie bym nie
była „ moim szczęściem jest być blisko Boga, pokładam w Panu, Bogu nadzieję
moją”. (Psalm 73, 28)
Kami
Kami
wtorek, 20 maja 2014
urodzinowo
Czas, by przekroczyć 30 upłynął poprzedniego roku w kwietniu. Obecnie wiec jestem atrakcyjną 31:) Tak, przekroczyłam ten pierwszy próg prowadzący nieuchronnie do starości i pierwszych widocznych zmarszczek:) Ale, że wyglądam na 25 (tak mówi mój przecudny mąż - wierzę mu :)), to się jakoś tym nie martwię :P Lecz do rzeczy.
W tym roku urodziny były
wyjątkowe pod wieloma względami. Po pierwsze, nie były w domu, jak to zwykle
bywało. Odbyły się tu w Herrnhut. Zjawiło się na nich ok 30 osób!!! Z tyloma mniej więcej żyjemy na co dzień. Po
drugie, przyjechali na tę okazję cudowni i ważni dla mnie ludzie i
wraz z moim mężem wręczyli mi niezwykły prezent. GITARRRRĘ BASOWĄ!!!! Ale wiecie, nie jakiś tam chłam
tylko piękną, bordowa Yamahe z wypasionym wzmacniaczem, co bym mogła się
słyszeć jak gram:] Wiecie,
niby zwykły prezent, bo przecież dziś dzieci na urodziny dostają tablety, Play
Stationy, aparaty, no cuda na patyku. Jednak dla mnie to coś więcej. Dlaczego? Bo prezent był kosztowny, oznacza
to, że jestem warta by wydać na mnie kupę kasy;)
ale jest też niezwykle trafiony, bo BAS to najwspanialszy instrument na świecie
i ja marzę, by nauczyć się na nim grać. No i się nauczę:) A tak poza tym, to cudnie, że mogłam ten
dzień, no jakby nie patrzeć trochę wyjątkowy, spędzić z przyjaciółmi:) ( S. love U )
Kami
Kami
![]() |
ja i mój wypasssss bassssss |
Subskrybuj:
Posty (Atom)